Na przełomie XV i XVI stulecia pojawiły się mrożące krew w żyłach pomysły. Uważano, że domy łaziebne, te siedziby rozpusty, instytucje postępującej demoralizacji i miejsca, w których rozwijała się dżuma należałoby raz na zawsze zlikwidować.
W XVI wieku łaźnie zamknięte przeważały liczbowo nad otwartymi. Higiena, której nigdy tak naprawdę nie uważano za najważniejszą, przestała być, choćby pozornym, priorytetem. Wiek później sytuacje zmieniła się – domy kąpielowe przywrócono do łask. O higienie zaś zaczęto rozmyślać coraz częściej…
W pierwszych latach XVI stulecia kąpieli raczej unikano. Spocone ciała zamiast porządnie umyć, przebierano w czyste ubrania. Nowa, wyprana bielizna była czymś o wiele lepszym i bezpieczniejszym od kąpieli. Ówcześni uczeni byli przekonani, że biała płócienna koszula nie tylko pochłonie pot, uwalniając delikwenta od nieprzyjemnego zapachu, ale i oczyści ciało. Naigrywano się ze starożytnych Greków i Rzymian, tłumacząc sobie ich częste kąpiele nieznajomością i nieświadomością możliwości, jakie niosło ze sobą czyściutkie ubranie.
Sceny kąpielowe, tak lubiane przez artystów epok poprzednich, przestały gościć na malarskich płótnach. W ich miejsce pojawiły się obrazy, z których straszyła przeraźliwie biała bielizna, ówczesny symbol nakrochmalonej czystości i wybitnie dobrego smaku. Piękne nagie kobiety i dobrze zbudowanych nagich mężczyzn ubrano w płócienne koszule, które najpierw nieśmiało, później już natrętnie, ale zawsze jednakowo niechlujnie wystawały spod wierzchniego odzienia.
Nad upadkiem kąpielowego obyczaju rozpaczali renesansowi myśliciele. Niby nic, co ludzkie nie było im obce, ale z brudem nie chcieli się bratać. Niestety, ich nawoływania o powrót do źródeł początkowo odczytywano wyłącznie metaforycznie. Na nic zdały się przestrogi przed brakiem higieny, brudne ciała były nie tylko czymś powszechnym, ale z czasem stały się czymś pożądanym! Wierzono, że skoro dżuma zaatakowała rozpustnych, ale jednocześnie czystych klientów łaźni, tych mniej hołdujących higienie nie weźmie. Zatknięte brudem pory miały skutecznie zapobiec zarażeniu.
Wczesną XVI-wieczną Europę można by określić mianem Europy brudasów. Biedni chłopi nie myli się, bo na kąpiel po prostu nie było ich stać. Ludzie bogaci od kąpieli stronili, bo takie zalecenia wydawali uczeni lekarze (Choć za półwiecze ich zalecenia obrócą się o sto osiemdziesiąt stopni). Z dobroci domu łaziebnego nie korzystali także członkowie Kościoła, ponieważ przebiegli spowiednicy szczegółowy wypytywali petentki, czy aby przypadkiem nie brały grzesznej kąpieli. Trzeba było wybrać – albo zapieklić się w grzechu, albo w brudzie.
A jednak ludziom renesansu udało się wskrzesić w społeczeństwie cieplejsze uczucie dla kąpieli. Renesansowa maksyma Ad fontes! nakazywała odświeżanie dziedzictwa starożytnych i w końcu została przeniesiona na grunt higieniczny. Pojawiły się spa, znane już antycznym Grekom. Sama nazwa spa pochodzi od łacińskiego wyrażenia 'sanus per aquam’, czyli 'zdrowie przez wodę’. Lekarze zmienili swoje stanowisko, stwierdzając, że woda jednak leczy. A w zdrowym ciele mieszka zdrowy duch. Zaczęło wykształcać się nowe podejście do łaźni.
Domy łaziebne przekształciły się o ośrodki lecznicze, do których chętnie zjeżdżali się kupcy, prawnicy i księża. Biedniejsi ze spa korzystali rzadko, bo turnus w uzdrowisku mógł trwać nawet rok, a za każdy dzień trzeba było słono zapłacić. W społeczeństwie powoli wykształcała się grupy kuracjuszy, których każdy dzień polegał na przyjmowaniu i oglądaniu mnóstwa wodnych zabiegów. Do uzdrowisk przyjeżdżali częściej ludzie zdrowi, którzy nie chcieli i nie mieli z czego się leczyć, a pragnęli jedynie zabawić się. Żeby się liczyć w towarzystwie, wypadało bywać w takich miejscach. Kąpiele często przyjmowano powierzchownie, w ubraniach, bynajmniej nie z powodów moralnych. Moralności w uzdrowiskach należało szukać ze świecą. Mawiano nawet, że jeśli małżeństwo chciałoby mieć dziecko, należałoby wysłać małżonkę do spa. Oczywiście samą.
Uzdrowiska, mimo pewnych wad, cieszyły się społeczną aprobatą, ba, nawet prestiżem. Cały czas rosła ich popularność, łaźnie zaczynały mieć coraz więcej spragnionych higieny klientów. Ich działalność, a była to działalność prowadzona na coraz szerszą skalę, niejako legitymizowała wodę. Na nowo oswajała z nią ludzi. To dało początek nowej erze, w której nie wypadało już być brudnym. Niebawem zacznie się epoka oświecenia, czas panowania rozumu, a oświecony, rozumny człowiek z mydłem i wodą żyje w przyjaźni.